Piasek przysypał ślady do Betlejem

Jednym z głupszych pseudoargumentów anty-imigranckich (choć w tej materii konkurencja jest niemała) jest argument o Nativii, który w skrócie brzmi tak: „a niech oni sobie wszyscy pójdą tam, skąd przyszli”. Znaczy, Ukraińcy na Ukrainę, Wietnamczycy do Wietnamu i tak dalej. W tym argumencie (jeżeli to w ogóle jest jakiś argument, a nie brzydka ulewka emocjonalna) nie chodzi przy tym o jakieś szczególne nieszczęścia, które mieliby wyrządzać imigranci (że gwałcą polskie Polki, czy że zabierają pracę [stare i długie, ale świetne!], choć zarazem żyją z zasiłków), ale o odwołanie do „naturalnego”, „oryginalnego” porządku świata, w którym każdy żył tam skąd mieszkał, tam gdzie naprawdę należał i że wiedział Bóg, że to było dobre.

Tylko, że nie. Nigdy to nie było dobre, bo nigdy nie istniało. Nie przeszkodziło to jednak argumentowi z Nativii wspiąć się na szczyt absolutny, jakim był żart puszczony w świat przez stronę satyryczną „The Daily Currant”. Chodzi o zmyślony dialog, który  miał jakoby miejsce 7 września 2015 r. między Sarah Palin a Stevem Doocy’m, prowadzącym programu „Fox and Friends” na antenie stacji „Fox News” (nie mylić z „Fake News”). Gwiazda Sarah Palin ostatnio nieco przygasła, więc spieszę przypomnieć: była ona gubernatorem Alaski w latach 2006-2009 i kandydatką na wiceprezydentkę USA w wyborach w 2008 roku (przy Johnie McCainie). Postać szalenie ciekawa i zasługująca na osobną opowieść, bo z jednej strony była najmłodszą osobą (42 l.), a zarazem pierwszą kobietą na stanowisku gubernatora Alaski, a zarazem pierwszą kobietą, którą Republikanie wystawili na wiceprezydenta. Z drugiej strony, zasłynęła ze swoich związków z Tea Party i ze specyficznych, mocno konserwatywnych poglądów. I ta druga nuta będzie dla nas tutaj istotna.

A więc leciało to tak. (Cytuję za Slavojem Žižkiem – stąd.)

PALIN: Kocham imigrantów. Ale tak jak Donald Trump, uważam, że Amerykanie pochodzenia meksykańskiego, azjatyckiego, rdzenni Amerykanie [oryg. Native Americans]… oni wszyscy sprawiają, że skład społeczeństwa USA coraz mniej przypomina ten, jaki był za czasów Ojców Założycieli. Myślę, że powinniśmy pójść i po prostu grzecznie zapytać niektóre z tych grup: ‘Czy moglibyście wrócić do domu? Czy moglibyście oddać nam nasze państwo?’

DOOCEY: Sarah, wiesz że cię kocham. I myślę, że to co mówisz to jest świetny pomysł jeśli chodzi o Meksykanów. Ale gdzie mieliby sobie pójść rdzenni Amerykanie? [oryg. Native Americans] Oni przecież nie mają żadnego miejsca, do którego mogliby wrócić.

PALIN: Cóż, myślę, że powinni wrócić do swojej Nativii, czy skąd tam pochodzą. Liberalne media traktują rdzennych Amerykanów jakby byli jakimiś nietykalnymi bogami. Jakby po prostu mieli jakieś automatyczne prawo żeby być w tym kraju. Ale mi się wydaję, że jeśli nie umieją zsiąść z tych swoich koni i zacząć mówić po amerykańsku, to też powinni być odesłani do domu.

Nie wiem czy hasztag #BackToNativia zrobił karierę, ale powinien był, bo (abstrahując od tego, czy w dobie postprawdy puszczanie  w świat fejkowych niusów [choćby dla żartu] jest w ogóle rzeczą etyczną i odpowiedzialną) to jest genialna ilustracja pewnego sposobu myślenia i manowców, na jakie on prowadzi. Absurdalne w swojej krótkowzroczności  założenie, że każdy lud, naród, grupa społeczna i religijna mają jakąś niekwestionowaną i oczywistą ojczyznę, do której mogą sobie ot tak po prostu wrócić.  Na szczęście, świadomość, że jest to rozumowanie groteskowe, stała się ostatnio (w miarę) mejnstrimowa, co wiemy z wysypu memów takich jak np. ten:

trump-i-indianin(źródło)

Choć z drugiej strony, po przechwyceniu  przez konserwatystów (więcej o tym przechwytywaniu tutaj), owocuje to z kolei apelami, żeby nie wpuszczać do Polski muzułmanów, bo przecież raz już otworzyliśmy się na obcą religię (chrześcijańską) i skończyło się to anihilacją religii rdzennej (pogańskiej).

Ale co to w ogóle ma wspólnego z Bożym Narodzeniem? Otóż to, że wysyłanie ludzi tam skąd się wzięli ma swój historyczny precedens. Przecież, „w owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna” (Łk 2, 1-5).

Ot, taki starożytny obowiązek meldunkowy najgorzej. Dla dopełnienia czynności urzędowych państwo rzymskie wysyła wszystkich tam, skąd pochodzą. Do swojej Nativii, czy właśnie do swojej Nativity, jak po angielsku nazywamy narodzenie Chrystusa. Tak czy siak, historia powtórzy się jako mem „i znowu anioł zjawi się we śnie”.

*

(PS. Do napisania tego  tekstu zainspirowały mnie uwagi p. Sabiny Weston i G.K., a tytuł i ostatnie zdanie pochodzą z [przecież wszystko pochodzi skądś] piosenki „Uciekali” z musicalu „Metro” z 1992 roku. Owo retro-metro ze skandalicznie młodymi sławami polskiej sceny muzycznej można obejrzeć niżej. Wesołych Świąt wszystkim!)

rysunek pióra, towarzyszący zapisowi na stoicki newsletter

Podobają Ci się moje teksty? Pozwól, że będę pisał do Ciebie częściej — zapraszam na maila!

3 myśli w temacie “Piasek przysypał ślady do Betlejem”

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top