Siedem rzeczy, których nauczyły nas lipcowe protesty

  1. …że prezydent Duda umie zaskoczyć.
  2. …że ten nasz dziwny, nieoczywisty system, w którym władza wykonawcza podzielona jest między prezydentem a rządem, ma mimo wszystko swoje zalety. Można oddzielnie demonstrować pod Sejmem, pod Dużym i pod Małym Pałacem, a jak trzeba, to i po siedzibą PiSu na Nowogrodzkiej. Jak jedno nie przyniesie skutków – to może udać się drugie. Albo trzecie, czy czwarte.
  3. …że nadchodzi zmiana pokoleniowa w polskiej polityce, po stronie demokratycznej przynajmniej. Przelało się, rozeszło się wreszcie szeroko coś, co dotychczas było mętne, niejasne, parło do roztrzygnięć, ale jakoś nie mogło ich znaleźć. Przeskoczyło, kliknęło, przeszło – mówiąc Heglem – z bycia w sobie do bycia dla siebie . Dobra Zmiana uniosła mimowolnie kurtynę i pozwoliła wreszcie zobaczyć, że od dłuższego już czasu pisosceptyczna część pokolenia dzisiejszych dwudziestolatków i trzydziestolatków ma coraz większy problem z tym, by ich reprezentacją polityczną byli pięćdziesięcio- i sześćdziesięciolatkowie.  A ściślej: nawet nie sami politycy tego pokolenia nam, młodym, przeszkadzali, ale symbolika, metaforyka i język, których oni już nie umieją, ani nie chcą porzucić. Od początku był problem z „Czarnym Walcem„, z całą otoczką tych antyrządowych protestów, która coraz bardziej przypominała lata 80. Z tym ciągłym odtwarzaniem i powielaniem sporów toczonych na styropianie i strajkach przeszło czterdzieści lat temu. Można odnieść wrażenie, że Polska stała się zakładnikiem tego, kto gdzie i przeciw komu był we frakcji za pierwszej Solidarności. No i ten język: boleśnie archaiczny, nie bez seksizmu, mizoginii i paternalizmu wobec nas, młodszych. Coraz bardziej się to rozjeżdżało z tym, czego oczekuje pokolenie urodzone w latach 80. i 90. Od początku był przecież obecny ten tajemniczy motyw, że „młodzi nie chodzą na KOD”. I w ostatnich tygodniach się już ostatecznie chyba rozlało dlaczego tak jest. Znalazło to swoje wyrazy i swoje wirale.
  4. …że, niestety, Uniwersalne Rozgrzeszacze Przez Lajki i Szery, działają jak zwykle i mają się dobrze. Dla przykładu: Jarosław Kaczyński srogo docisnął tekstem o „mordach zdradzieckich, które zamordowały mu brata”. No i co? No i pstro. Zaczęliśmy sobie wzajemnie lajkować setki komentarzy w tonie „nie wyzywać Kaczyńskiego od świrów, bo to jest obrażanie osób chorych psychicznie”. Przypuszczalnie miał to być krok w dobrą stronę… tylko, że nie był. Niby wyrażamy tu swoje przywiązanie do równości i inkluzywności, ale przecież cały czas, bezbłędnie odmawiamy Kaczyńskiemu podstawowej godności. Przestrzeni do wyrażenia szekspirowskiej, niezwykłej tragedii jaka go spotkała. I owszem, wypłynął wreszcie jasno temat obecności pogardy po obu stronach politycznej barykady, ale na razie udało nam się tylko stworzyć możliwość pozornego rozgrzeszenia przez lajki i szery.  Sama zmiana jest jeszcze daleko przed nami. Trudno uciec od wrażenia, że jeszcze wiele wody upłynie, zanim zawrócimy Wisłę kijem i nauczymy nie zgadzać się z naszymi bliźnimi (i przeciwnikami politycznymi) bez umniejszania ich, bez obrażania, bez odbierania im prawa do istnienia.
  5. …że ważna jest forma protestów i demonstracji. Że świece i proste hasła mogą zdziałać więcej, niż walenie w bębenki i dmuchanie w te koszmarne wuwuzele. I że wypisywanie haseł typu „Precz z PiSlamem” jest nie tylko etycznie żenujące, ale też politycznie nieskuteczne.
  6. …że demokracja działa, warto jej bronić i warto z niej korzystać. Warto protestować, warto być sendlerem. Twoje zdanie się liczy… o ile je wypowiesz i będziesz chciała go bronić.
  7. …że o czym nie ma politycznych warunków żeby mówić, o tym nie należy milczeć.

*

rysunek pióra, towarzyszący zapisowi na stoicki newsletter

Podobają Ci się moje teksty? Pozwól, że będę pisał do Ciebie częściej — zapraszam na maila!

1 myśl w temacie “Siedem rzeczy, których nauczyły nas lipcowe protesty”

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top